Był upalny dzień. Chodziłem gdzieś bez celu. Od kilku dni nie widziałem
żadnego stada antylop, ani zebr. Po pewnym czasie zobaczyłem wodopój, a
koło niego kilka bawołów. Zaczaiłem sie koło krzaku i czekałem na
odpowiedni moment. Wreszcie skoczyłem. Niestety skok okazał się nieudany
i bawół którego sobie upatrzyłem uciekł, a z nim reszta stada. Zły na
siebie podszedłem do wody i napiłem się. Następnie poszedłem pod
pobliskie drzewo i położyłem się. Nagle zauważyłem jakieś lwice i lwa
idących w stronę wodopoju. Wiedziałem, że jak mnie zobaczą to może
wyniknąć z tego coś złego dla mnie. Szybko wstałem i chciałem
niezauważony oddalić się. Niestety jedna z lwic (ta złoto-brązowa)
zobaczyła mnie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chociaż jestem silny
wiedziałem że nie dam im rady. Tamci podbiegli do mnie wtedy ta sama
lwica co mnie zauważyła powiedziała:
<Sonja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz