Przechadzałyśmy się po sawannie. Rozmawiałyśmy o wszystkim co nam wpadło do głowy. Nagle zza krzaków wyszły 3 wielkie samce. Podeszły do nas. W ich oczach dostrzegłam złowrogi błysk. Wiedziałam, że nie miały dobrych zamiarów.
-Chcemy wasze tereny-powiedział największy z nich.
-Po moim trupie!-wrzasnęłam.
-Da się to szybko załatwić.-powiedział drugi.
-Nie sądzę- odparłam.
-Hmmm... Czyżby?- zapytał trzeci. I podbiegł do mnie.Stanęłam przed nim i spojrzałam mu prosto w oczy.
Zatrzymał się i po chwili upadł na ziemię, Zaczął zwijać się z bólu. Przestałam go torturować, pospiesznie wstał i uciekł w głąb buszu. Pozostałe dwa lwy spojrzały na nas przerażone, ale w ich oczach można było dostrzec determinacje, agresję i złość.
Drugi z samców rzucił się na Sashe. Ona tylko zamknęła oczy i coś wymamrotała pod nosem, a samiec już szybował w powietrzu i nagle zniknął nam z pola widzenia.
Ostatni spojrzał na Arię, a ona wyczarowała spiralę wodną w której go zamknęła. Gdy opadł na ziemię poszedł w ślady swoich towarzyszy i uciekł w głąb lądu.
-Już tu nie wrócą-powiedziałam.- Choćmy z tąd. -dodałam po chwili i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
<Aria? Co dalej? Ale nie przyjmuję króciaków :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz