Kolejny samotny dzień. Nie
chciało mi sie nigdzie iść, ale poczułem burczenie w brzuchu. Wstałem i
zacząłem szukać śniadania. Wypatrzyłem sobie dorodnego bawoła. Okręciłem
wokół niego liany i miałem śniadanie. Zaciągnąłem go do cienia i
zacząłem jeść. Po skończonym posiłku zacząłem iść przed siebie. Nie
miałem konkretnego celu. Idąc tak w pewnym momencie zauważyłem
zielono-czarnego lwa. Tylko raz w życiu takiego widziałem. "Czy to
możliwe?" pomyślałem i od razu sobie zaprzeczyłem "Przecież tamten był
mały. A może jednak?". Lew mnie zauważył i zaczął iść w moją stronę. Nie
chciałem uciekać, po prostu stałem. Gdy podszedł bliżej byłem już
pewny, że go znam.
- Drake to ty? - spytałem.
Lew wyglądał na zdziwionego, jednak po chwili uśmiechnął się.
- Kimba. Nie wierzę własnym oczom. Nic się nie zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania.
- Za to ty jak widzę wyrosłeś.
- Czy chciałbyś dołączyć do tego stada? - spytał.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Jedna połowa mnie wolała dalej wieść samotne życie, ale ta druga chciała zostać.
-Wiesz ja sam nie wiem...
- No choć... - zaczął mnie zachęcać. - Poznasz moją narzeczoną i inne fajne lwy, które są miłe.
- W zasadzie mogę zostać. - uśmiechnąłem się.
Drake przedstawił mnie Alfom tego stada, które pozwoliły mi zostać.
- To gdzie a twoja narzeczona? - spytałem.
- Już ją poznałeś, to Sonja.
- Musze przyznać, że jest piękna, ale chyba nie w moim guście.
- Choć teraz przedstawię cie reszcie i pokaże terytorium.
Miał rację lwy
były naprawdę miłe, a lwice śliczne. Kilka mi się nawet spodobało. Po
długim i pełnym wrażeń dniu Drake pokazał mi wolne mieszkania i wybrałem
sobie jedno. Pożegnałem się z przyjacielem i poszedłem spać po tym
długim i dość ciekawym dniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz