Nadszedł dzień wojny. Wszyscy przeszliśmy ostry trening i byliśmy gotowi na wszystko. Ruszyliśmy na pole bitwy i czekaliśmy na przeciwników. Nagle dostrzegłam na horyzoncie nadlatujące smoki.
-Na pozycje!-wrzasnęłam i spojrzałam porozumiewawczo na Noonie i Aresa. Ares wytworzył wokół nas lodową tarczę, a Noonie stanęła na czele i gdy smoki były już blisko, wytworzyła trujący deszcz, który zabił bardzo dużo gadów. Ale ich ciągle przybywało, a Noonie i Ares słabli. Postanowiłam to przerwać i zacząć działać.
-Noonie! Ares! Już dość-krzyknęłam i gdy tylko tarcza pękła ruszyliśmy do ataku. Na razie wszystko szło dobrze. Ekipa Wody atakowała ogniste smoki, a Ekipa Ognia smoki wodne. Pozostali też atakowali. Ja i Sasha zmieniłyśmy się w smoki i atakowałyśmy z powietrza. Latające lwy zrzucały na nie kamienie i też atakowały w powietrzu. Wszystko szło pięknie, ale wiedziałam, że zaraz coś się spieprzy(sor za słówko :) )
<Sasha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz